wtorek, 20 grudnia 2011

Świątecznie ...




radości, którą warto z kimś dzielić

przyjaciół, z którymi warto być

miłości, której warto doświadczyć

marzeń, o które warto walczyć 

i nadziei, którą zawsze warto mieć

Waldek




PS: Powyższe zdjęcia pochodzą z Groty Narodzenia w Betlejem.


sobota, 3 grudnia 2011

Wadi Musa

To już ostatni wpis z Jordanii, którą bardzo polubiłem i postanowiłem tam kiedyś wrócić na dłużej niż trzy dni. Wadi Musa to miasto, gdzie mieszkaliśmy w trakcie naszego wyjazdu do Jordanii. Jest ono położone ok. 2 km od Petry, co czyni to miejsce bazą noclegowo-hotelową dla wszystkich turystów pragnących odwiedzić starożytne miasto Nabatejczyków. Samo miasto jest stosunkowo niewielkie - razem z okolicznymi beduińskimi osadami liczy niewiele ponad 26 tyś mieszkańców. 
Wadi Musa (arab. وادي موسى) to z arabskiego Dolina Mojżesza. Zgodnie z zapisami Koranu oraz Biblii prorok Mojżesz (uznawany przez wyznawców trzech wielkich religii - chrześcijaństwa, islamu oraz judaizmu) przechodząc tą doliną uderzył swoją laską o skałę, z której wytrysnęła woda. Nabatejczycy wykorzystywali to źródło (zwane Źródłem Mojżesza) budując system kanałów dostarczający wodę do Petry. Zgodnie z tradycją na pobliskiej górze (Góra Hor) znajduje się grób Aarona (biblijnego brata Mojżesza), który nazywany był Strażnikiem Źródła.  







Powyżej, na drugim zdjęciu widać pustynię Wadi Rum, która podobnie jak i Petra, znajduje się na liście dziedzictwa kulturowego UNESCO. Z czerwonego piasku (!) wystają tam skały zbudowane z granitu i piaskowca dając wrażenie bycia na jakiejś odległej planecie. Niestety nie mieliśmy czasu żeby się tam udać, może następnym razem :)

Będąc w Jordanii nie sposób nie spróbować tradycyjnych beduińskich potraw. Jedną z nich jest mansaf czyli wykwintne danie serwowane na specjalne okazje składające się z duszonej jagnięciny w sosie przygotowanym z suszonego jogurtu i posypane orzeszkami piniowymi, podawane z ryżem lub chlebem pita. Tradycyjnie potrawa ta powinna być przygotowywana na otwartym ogniu i jest zazwyczaj jedzona wspólnie z jednego garnka/misy przez wszystkich domowników.




Na koniec naszego pobytu mieliśmy dodatkową atrakcję w postaci nocnego deszczu meteorów (jeśli dobrze pamiętam były to drakonidy - pozostałości po komecie 21P/Giacobini-Zinner, zainteresowanych odsyłam tutaj) oglądanych z tarasu naszego hostelu (prowadzonego przez niezwykle uroczą brytyjsko-jordańską parę Gail i Ibrahima).